Historykon

Wywiad z Piotrem Szymanowskim- członkiem zespołu Rospuda, solistą

admin,

Piotr Szymanowski jest członkiem zespołu Rospuda. Występuje z zespołem już 17 lat. W 2015 roku zajął II miejsce jako solista w Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Piotr Szymanowski udzielił również wywiadu dla II Programu Polskiego Radia i do Radia Lublin.

 

 Wiem, że lubisz śpiewać. Gdzie śpiewałeś przed wstąpieniem do zespołu Rospuda?

– Śpiewałem w chórze szkolnym w Motulach. W czwartej klasie śpiewaliśmy we czwórkę- ja, Staszek Nogal, Bożena Sadowska i jeszcze jedna osoba.

A później?

– W czasach młodości, po wojsku jeździliśmy często na bale – trzy lub cztery razy do roku. Śpiewaliśmy pieśni biesiadne i przy naszym stole było zawsze najwięcej osób. Teraz już się tak nie śpiewa, nawet na weselach.

Śpiewasz też na różańcach przy pogrzebie. Od kiedy i kto ciebie zwerbował?

– Śpiewam tylko w Motulach. Pierwszą tajemnicę przeczytałem w siódmej klasie szkoły podstawowej. Nie trzeba było mnie do tego werbować, śpiewał mój dziadek i ojciec. I ja też zawsze lubiłem śpiewać. Prowadzenie różańca nie sprawia mi żadnego problemu. Teraz ta tradycja już wygasa, coraz mniej jest śpiewaków i nie wiem, kto w przyszłości zastąpi mnie. Córka Asia śpiewa razem z nami, ale mój syn pewnie nie będzie różańca prowadzić.

A droga krzyżowa? Odkąd pamiętam zawsze była prowadzona w waszym domu.

– Teraz już też przyjeżdża do nas mniej ludzi. Pamiętam takie czasy, kiedy cały dom był zapełniony. Droga Krzyżowa trwa dość długo a ludzie mają swoje zajęcia i nie każdy chce w niej uczestniczyć. Trzeba na to poświęcić trochę czasu. Odwiedzają nas głównie sąsiedzi. To też jest tradycja. Kiedyś przychodzili ich rodzice a teraz oni sami przychodzą, nawet z dziećmi. Ostatnio mieliśmy też gościa- księdza z sąsiedniej parafii, który stwierdził, że za dużo się modlę. Dla niego droga krzyżowa trwała za długo. Nawet w kościele trwa to krótko.

Jak długo należysz do Rospudy? Jak się to zaczęło?

– 17 lat.  Zaczęło się od spotkania z Heleną Kibitlewską. Pochwaliła mnie, bo usłyszała jak śpiewam na pogrzebie sąsiada. Później organista – Marek Kibitlewski zbierał chętnych do założenia Chóru Kościelnego. Śpiewali ze mną: M. Gliniecki, Cz. Koniszewski, Z. Sierocki, K. Bednarek. Był to chór męski i istniał prawie dwa lata. Organista uczył nas piosenek przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Później do chóru dołączyła Rospuda. Automatycznie przeszliśmy w skład zespołu. Zaczęliśmy uczyć się piosenek kolęd, piosenek wielkanocnych i majowych. Przy wyjazdach też od razu włączono nas do grupy. A na konkursach zajmowaliśmy pierwsze, drugie i trzecie miejsca. W Ełku zajęliśmy drugie miejsce, ale tam śpiewali profesjonaliści, więc drugie miejsce było bardzo dużym osiągnięciem.

 

 

Jaki rodzaj piosenek lubisz?

– Bardzo piękne są wszystkie. Lubię postne i wielkanocne. Szczególnie jak śpiewasz a masz gęsią skórkę. Nie ważne, czy jest to piosenka biesiadna czy patriotyczna, kolęda czy inna. Piękne są śpiewane na dwa głosy.

A jaką publikę lubisz najbardziej?

– Dzieci i młodzież niekoniecznie. Dzieci w szkole słuchają, bo muszą. W czasie pewnego festynu, ktoś z młodzieży podszedł do zespołu i zapytał, czy długo jeszcze będziemy śpiewać. On na pewno nie lubił takiej muzyki. Dlatego najlepszą publicznością są ludzie dorośli i starsi. Potrafią słuchać muzyki ludowej. Podobnie jest na różańcu- niektórzy chcą by trwał jak najkrócej. Ostatnio rozmawiałem o tym z członkiem innego zespołu- kiedyś kończono różaniec, całowano krzyżyk i połowa wychodziła. Teraz kończymy dopiero po ostatniej pieśni.

Gdzie najbardziej lubisz występować?

– Tam, gdzie zjeżdża się kilka zespołów. Lubię, kiedy kilka zespołów razem śpiewa.

 

 

Uczysz się pieśni na pamięć?

– Śpiewamy czasem ze skoroszytów i nie przywiązuję wagi do tego, by zapamiętać tekst. Te pieśni, które śpiewam często, pamiętam dobrze, zresztą łatwo zapamiętuję tekst. Bardzo dokładnie trzeba znać na pamięć pieśni śpiewane na konkursach w Kazimierzu.

A teksty gwarowe?

– Tu już muszę się dobrze uczyć. Na ostatni solowy występ musiałem się dobrze nauczyć. Promuje mnie Małgorzata Rant jako menager, a Helena- jako fachowiec. Jest wiele zespołów, ale takiego fachowca trudno znaleźć. Jest bardzo opanowana, wie, że jesteśmy amatorami ale bardzo dużo nas uczy. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani i ćwiczymy dotąd, dopóki wszystko będzie brzmiało idealnie. Zawsze czuję się przygotowany do występu a więc i pewny, że wszystko wypadnie dobrze.

Masz tremę?

– Oczywiście. Różnie bywa. Czasem wychodzę „na luzie” ale zdarza się, że w trakcie występu łapie mnie trema. Bywa, że wychodzę z tremą a później rozluźniam się i wszystko idzie gładko. Przed występem solowym miałem tremę a później już śpiewam bez żadnego skrępowania.

Twój największy sukces- osobisty i zespołu.

– Bezspornie drugie miejsce w kategorii solistów w Kazimierzu. W zespole wszystkie sukcesy w konkursach, no i poczucie dumy, jeśli publiczność nas doceni. Ostatnio na występie w Kowalach Oleckich śpiewaliśmy na dwa głosy piosenki postne. Są to pieśni poważne, prawie jak pogrzebowe, ale kiedy wykonaliśmy je na dwa głosy, wszyscy byli zachwyceni. To się bardzo wszystkim podobało i właśnie w takich chwilach odczuwa się sukces.

Czy trudne jest śpiewanie na głosy?

– To kwestia nauki. Uczy nas dobry fachowiec. Trudniejsze pieśni kobiety uczą się w jednym pomieszczeniu, my drugim. Drugi głos jest trudniejszy, więc kiedy łączymy głosy Helena śpiewa z nami.

Jak godzisz pracę w gospodarstwie i wyjazdy z zespołem?

– Niektórzy wolą spotkać się i napić, ja wyjeżdżam na próby, występy, spotykam ludzi z innych zespołów. Razem śpiewamy, biesiadujemy, występujemy na różnych uroczystościach. Ale też spotykamy się na kawie z sąsiadami- mamy taki niepisany grafik, raz u jednego sąsiada, raz u drugiego. Żałuję, że śpiewamy rzadko. Chciałbym, żebyśmy więcej występowali na odpustach i uroczystościach kościelnych. Umiemy wiele pieśni, śpiewamy dobrze, bo Helena nie pozwoliłaby nam fałszować.

W zespole jest kilkanaście osób. Jak wygląda współpraca?

– Jest szefowa, ale możemy doradzać. Uczy nas Helena i nikt nie podważa jej wiedzy, po prostu ją słuchamy. Ćwiczymy dużo, ale w czasie prób i nauki często żartujemy. Lubię pożartować, rozładować atmosferę. Czasem jest nawet bardzo wesoło. Nie kłócimy się, chociaż jest między nami dość duża różnica wieku.

Czy podśpiewujesz sobie w domu piosenki?

– Śpiewam przy dojeniu, bronowaniu. Przed wyjazdem do Kazimierza śpiewałem bez przerwy w domu. W czasach, kiedy byłem kawalerem podśpiewywałem sobie często piosenki biesiadne.

Miejsce, gdzie najlepiej lubisz śpiewać…

– Na pewno w Kazimierzu, jest też ponoć jakiś festiwal na Pomorzu, tam też chciałbym zaśpiewać.

Macie dobre kontakty z innymi zespołami. Dzielicie się wiedzą i wymieniacie teksty piosenek?

– Tak, chociaż kiedyś jedna z naszych pań oburzyła się, że ktoś nagrywał naszą piosenkę. Wytłumaczyliśmy jej, że to nie nasza piosenka, bo piosenki należą do wszystkich a takie zespoły, jak nasz są po to, by ludzie je poznali. Tak myślę i pewnie tak myślą inni członkowie zespołu.

Dziękuję za wywiad.