Historykon

Teodozja Cecylia Jagłowska

admin,

Historia Teodozji Cecylii Jagłowskiej to opowieść o nauczycielce z Filipowa.

 

Jej wspomnienia i opowiadania pisane gwarą można przeczytać w książkach pod red. Barbary Falińskiej „Gwary Mazowsza, Podlasia i Suwalszczyzny. I. Filipów, pow. Suwałki” oraz „ Suwalszczanie o swojej przeszłości. Wspomnienia i życiorysy”. Teodozja Jagłowska była katoliczką- niezłomną i nieugiętą, patriotką i człowiekiem oddanym swej pracy i innym ludziom.
Szczególną miłością darzyła Filipów. Wsłuchiwała się w lokalne historie, opowiadania, rozmowy otaczających ją osób.

 

Teksty które tworzyła, pełne są podziwu dla zwykłych ludzi. Człowiek- jego zalety i wady, spisywane oryginalne wypowiedzi stanowią niezwykle ważną część dorobku kulturowego naszego regionu.

Wiejcie wiatry, szumcie drzewa!
Niech mój duch skrzydlaty
Razem z wami pieśni śpiewa
I leci w zaświaty
Bo choć mi tu między wami
Tak zacisznie, błogo
Jednak czasem szum wasz tęskny
Napełnia mnie trwogą
Hej, nie trwóżcie mego ducha
Wy drzewa rodzone!
By mój duch- miast gnać gdzie indziej
W waszą wracał stronę!

T. Jagłowska, Pamiętnik

Pięknym podsumowaniem postaci jest fragment listu językoznawcy Aleksandra Deptuły do autorki:

„Wiem, że Pani ma trudne życie. Ale jest w tym wielka rzecz – życie uczciwe. A to się także rachuje. Przyjemnie jest wiedzieć, że w Polsce są i tacy ludzie!”

Teodozja Jagłowska urodziła się 29 maja 1903 roku. Jej ojcem był organista- Antoni Jagłowski, matką Wincenta z domu Judkiewicz. Z okresu dzieciństwa pochodzą piękne wspomnienia, które spisała w pamiętnikach.

„ Bo mamusia była lubiana i umiała towarzysko dostosowywać się do wszystkich: do Żydów, do prostych wieśniaków, zarówno jak i do najbardziej kulturalnych ludzi. Ale pamiętam, że stosunek Mamusi do wieśniaków i do Żydów bardzo mnie od samego dzieciństwa raził. A to dlatego, że Mamusia rozmawiając z wieśniakami, zmieniała swoją mowę do tego stopnia, że nawet wprost „udawała” wieśniaczkę. Zupełnie jak na scenie… Z biegiem lat zrozumiałam, że Mamusia wcale z tych ludzi nie żartowała. Tylko uważała ze niezbędne stawać się im podobną. A kiedy byłam już nauczycielką- wprawiła mnie raz Matka w nowe zdumienie. Przyszedł do nas w odwiedziny profesor Romuald Minkiewicz. Sławny wówczas człowiek: inicjator powstania stacji hydrobiologicznej na Wigrach… Usiedli sobie , oboje już szpakowaci, przy stole i gawędzą. Słucham i uszom nie wierzę. Mamusia mówi tak wytworną polszczyzną, tak umiejętnie i swobodnie prowadzi konwersację, że mi się z moją matką ani porównać”

T. Jagłowska, Pamiętnik,

Ojca darzyła szacunkiem i miłością, wręcz uwielbieniem. Ceniła jego rady, życiowe wskazówki, podziwiała talent muzyczny i oddanie Bogu.

„Tato, kochany, jasny nasz Tato… Nie pieścił nas, nie wycałowywał, a budził w nas wszystkich najtkliwsze, najgorętsze uczucia. Uczucia święte dobywają się na widok tej drogiej nam postaci. Przychodzi oto co dzień z kościoła z rozjaśnionymi ślicznym błękitem oczyma, nasiąknięty cały świętą, symboliczną muzyką Kościoła… Mimo swoich lat, Ojciec ma głos tak dźwięczny i donośny, że kiedy w kościele na chórze zaśpiewa- głos ten obijając się o sklepienia świątyni- zdaje się ulatać ku niebu i ogarniać żarem promiennych uczuć calutką ziemię! A w czasie mszy cichej, gdy gra na organach- słychać w tej muzyce i pieśni cichego wesela i zachwytu i tony głębokiej pokory wobec majestatu Boga- Człowieka, schodzącego na ziemię i radosny tryumf chwały Jego i wreszcie upojenie jakby skowrończego serca, rozedrganego pieśnią nieobjętych wyżynnych przestrzeni”.

T. Jagłowska, Pamiętnik

Teodozja Cecylia Jagłowska miała dwóch braci i siostrę. Rodzina utrzymywała się z zarobków ojca i zbiorów z niewielkiego przydomowego gospodarstwa, pielęgnowanego przez matkę. Podstawę życia rodzinnego stanowiły patriotyzm i religijność.

 

Wysoko ceniono muzykę i wykształcenie oparte na kulturze i tradycji narodowej. Oprócz uzdolnionej literacko Teodozji Jagłowskiej, zdolności malarskie posiadał jej brat Jan, muzykalny był brat Eugeniusz i jego żona Irena. Sabina pięknie śpiewała i grała na fisharmonii.

Po ukończeniu siedmiu klas szkoły podstawowej Teodozja zdecydowała się pomóc rodzicom w utrzymaniu domu i rodzeństwa. W 1923 roku podjęła swoją pierwszą pracę w szkole w Cisówku.

 

„Mój Boże, Im żal, że dziecko Ich odchodzi w świat, a ja tak się cieszę! Tak prawdziwie szczęśliwa i dumna się czuję, że będę już mogła pomóc Im w kształceniu młodszego rodzeństwa, ulżyć cokolwiek Ich spracowanym dłoniom” „Gdy nadeszły wakacje- wyjechałam na kurs nauczycielski, aby prędzej zdobyć kwalifikacje i zostać nauczycielką stałą. Aby pomagać kochanym Rodzicom w szkoleniu młodszego rodzeństwa. Bo wiedziałam, że się tej pomocy po mnie spodziewali i że jej ze względu na przyszłość młodszych dzieci- bardzo potrzebowali. Tatuś tak mnie ustawił, opowiadając pewnego razu o dzieciach jego znajomych. Byli to ludzie niezamożni. Dzięki temu, że starsze dzieci pomagały młodszym w zdobywaniu wykształcenia, rodzina cała wzniosła się na wysoki szczebel i wszyscy stali się wysoko wykwalifikowanymi, pożytecznymi ludźmi w społeczeństwie.”
T. Jagłowska, Pamiętnik

 

Chciała być dobrym pedagogiem, ciągle dokształcała się, wpajając dzieciom wiedzę, umiejętności i to, w co sama wierzyła. W tym okresie bardzo dużo pracowała nad sobą.

 

 

Czytać, pracować nad sobą trzeba by więcej, ale do tej pracy potrzeba wciąż jakiejś pobudki, czyjegoś wspierania, jakichś wrażeń. Zresztą wiadoma rzecz: jeśli się ma więcej obowiązków, więcej spraw na głowie, więcej i coś zrobić można niż wtedy, gdy ma się dużo wolnego czasu. Bo ja chcę całą duszą pracować, chcę dzieci zachęcić do tej pracy nad samymi sobą, ale w taki sposób, by nie czuły tego przymusu, tej woli czyjejś, narzuconej im samym.
T. Jagłowska, Pamiętnik

 

Pokochała gwarę, która otaczała ją od dzieciństwa. Matka nauczyła ją szacunku do języka i kultury mieszkańców Filipowa.

 

Teodozję Jagłowską zachwycało piękno wsi, cisza i spokój natury, niepokorne wody Rospudy, porośnięte drzewami. Opowiadania tworzone językiem gwarowym pisała całe życie, zbierając dla przyszłych pokoleń słowa, zwroty i charakterystyczne formy wypowiedzi. Każde z nich ma swój przekaz, myśl lub morał, aktualny do dziś, wiele stanowi niezwykłą, kronikarską wartość historyczną.

 

Moze to tak dorowało chiba do piersej wojny, co w Filipowie koznego miesiąca w piersy poniedziałek byli robione jermarki. To juzej wiedomo było o tem i we Przerośli i w Bakałarzewie, we wsiech wioskach nasech dwoch gminow tutejsech: filiposkiej i kukoskiej. Kozny, chto co miał do przedania- to wioz foro, abo sed piechto sam, cy z krowo, abo z jeko jełowko. Bywało i suwalscaki przezddzuwali tu się rozmetrzyć, pohandlować i za tanse piniędze co kupić od gospodarzy. Bo tu w ten cas najechali ludziska foroma to z gieńsioma, to z kuroma, to ze zbozem, abo ze lnem, cy wiosno, abo z glinianemy garkoma i plecionemu kosoma…
Tu mokieś kupić śleje, kantary, cy pług, tam znowej odzienie, abo masło, sery, to chałki, to bondki piecywa, śniony obarzankow, abo kamase, cy boty z cholewoma- takie juchtowe, abo klompy, wiedra drewniane, bojki, obijaki, abo korki kobiece…
Byli to jermarki takie zwyczajne, powsedne. No, ale jek nadychodziła jesień, kiedy wsie ludziska roboty w polu mieli juzej skoncone, bulwy wykopane, lny potarte, zboza omłocone- to tedy buł nawięksy jermark filiposki i sie nazywał Marcinowy! Mokieś nie wiem co, a na ten jermark musiałeś juzej jechać, abo iść. Rupiało! Ile wtedy było tam roźnech rzecow?! Ile odzieniow, gieńsiow, zboza, forow słomy, cy siana, a bydła, a kramow roźnech, a ludziow… to niestworzona rzec: nie było dzie sie weścibić.
T. Jagłowska, „Marcinowy jermark”.

 

 

Od 1 września 1924 roku pracowała w sześcioklasowej Szkole Powszechnej w Filipowie. Od 1 października 1931 roku została powołana do pełnienia obowiązków nauczycielskich we Francji. Tęsknota za domem i ojczyzną, chęć przebywania z bliskimi była jednak silniejsza niż możliwość przebywania w kraju zamków, wina i radości. Wróciła do Polski dwa lata później i rozpoczęła pracę w Filipowie. Uczyła i pisała.

 

Jedzie raz Faltynek, co za dawniejsego ruskiego pocte woził z Filipowa do Przerośli, a naprzećko jemu idzie worganista Judkieic. Faltynek znał pana Judkieica i jemu sie pokłonił.
– Co słychać Faltynku?- sie pyta Judkieic, bo lubiuł jego Faltynka.
– Oj, panie, słychać niebar-zdo!
-A co takiego?
-Wcoraj ogień u nas buł; sąsiad sąsiada spaluł!
-To niedobrze, kiedy jeden na drugim się mści!- sie zafrasował pan Judkieic.
– To i ja tak mowie, co niedobrze!- gada Faltynek. – Bo po mojemu: mas złość na kogo, to utop jemu krowe, zabij jemu konia i tyle! A jus jek spali, to wsie staranie idzie z dymem.
Pan Judkieic popatrzał smutno na Faltynka i tak bedzie mowić:
-Oj, Faltynku, i tak źle i tak jek wy powiadacie- niedobrze! Bo spalić komu budynki, to źle, ale zabić, albo utopić niewinne stworzenie: konia albo krowe- tak samo niedobrze!
– Moze i tak?- przyśwacuł Faltynek i sie zadumał.
T. Jagłowska „ I tak źle i tak niedobrze”

 

Wkrótce została przeniesiona do Szkoły Powszechnej w Żłobinie, później zaś do Krasnopola, gdzie przebywała do 10 października 1939r.

 

Część okupacji spędziła w Filipowie, później otrzymała pracę w Urzędzie Stanu Cywilnego w Puńsku.

Było to w tysiąc dziewięćset cterydziestem piątem roku, jekści przed Wielgonoc. Stary Godleski siedział zgarbiwsy sie na swojem sewcowem stołku w kuchience kole okna. Naobkoło niego, na ziemi lezeli rozmaite chodaki: i chłopskie, i babskie, jekiech tylo fasonow, i dzieciowe. Jek wesetem do tej kuchienki i Boga pochwalułem, Godleski odpowiedział: – Na wieki wiekow. Amen.
Wesołem okiem na mnie spojrzył i dalej robi swoje. Przysiatem kole niego i się przyglądam jego robocie. Ręcy jemu jesce słuzo po dawnemu, tyloj ocy stali jemu odmawiać posłusęstwa, bo przez okularów nie moze nic a nic….
– A to juzej ostatek- z uciecho sie rozdziawiuł stary.
– Jek to ostatek? Nie zamiarujecie więc sewcować? …
– Kochane! A toć bez całe moje Zycie to senenskie biskupy, a księdzy, a doktory, a dziedzice, urzędniki- nie u kogo, tylo bywało, do mnie ido na zakaz. Mokiem nielicho robote, co prawda, to nie grzech! I towar dawałem co nalepsy, jeki chto chciał. I sie zdarzało, co nie tylo z Sejnow, ale i z Suwałkow i z Grodna nawet…
– Panie Godleski, pozwolcie powiedzieć z cem do was przesytem? Przyniosem tu do was skore. Sołdat mnie za tabakie ostawiuł skorzane krzesło… Byś jo zder, toby moze wyśli la mnie jekie trzewiki, abo choc półkamaski?…
– Skora fajna, sie nadaje, ale o półkamaski bedziecie prosić mojego syna… Wielgunocna spowiedź sie nadsuwa…A u mnie bez cało wojne sie nazbierało przez liku starech chodakow do narzędy. Posetem raz na gore, pozbierałem i zwalułem wsie te kląkry, coby kiedy, po mojej śmierci ludziska na mnie nie narzekali. I ucyniułem postanowi: przed wielgunocno spowiedzio wsie chodaki ponarządzać i co cyjego poodawać. I tak bez cały karnawał siedze i narządzam para po parze, a potem bez kobiete ludziom odsyłam.
T. Jagłowska „ Sewcowe sumlenie”, fragment

 

Pieniądze, które Teodozja Jagłowska zarabiała,  zasilały domowy budżet. Wspomagała ojca, który chciał wykształcić całą pozostałą trójkę.

 

Nawet gdy rodzeństwo nauczycielki i pisarki miało już swoje rodziny, martwiła się rozstaniami w rodzinie brata i siostry, wspierała Eugeniusza i Irenę w ich codziennej walce o byt.
Po wyzwoleniu Teodozja Jagłowska została przydzielona do pracy w Szkole Powszechnej III Stopnia w Sejnach.

 

Była doskonałym pedagogiem, o czym świadczą listy wysyłane do niej przez uczniów, którzy dziękują swojej nauczycielce nie tylko za naukę, ale i przekazanie najwyższych wartości moralnych. Od 15 kwietnia 1945 roku była nauczycielką Publicznej Szkoły Powszechnej w Filipowie, gdzie pracowała do czasu aresztowania -21 X 1950 roku.

 

W 1947 roku w remizie strażackiej dzieci pod kierunkiem Teodozji Jagłowskiej wystawiły sztukę „Święty Mikołaj”. Scenariusz nawiązywał do nieodległej przeszłości oraz aktualnych wydarzeń politycznych i społecznych (m.in. ateizacja Rosji Sowieckiej, działania wojenne w Afryce Północnej, konferencja ministrów spraw zagranicznych w Londynie).

 

W sztuce wśród obdarowanych był także radziecki lotnik, który pilotował samolot wiozący Wiaczesława Mołotowa na konferencję.

 

Święty Mikołaj dał mu zegarek i dwa złote medaliki z wizerunkiem Matki Boskiej. Prosił o przekazanie ich Stalinowi i Mołotowowi, mówiąc: „ Niech ona kieruje wszelkimi ich czynami i płaszczem opieki otacza ludy, które są pod ich rządami”.

Na początku 1948 roku została wezwana do Urzędu Bezpieczeństwa w Suwałkach „dla wytłumaczenia się z tej sztuki”. Została przesłuchana i zwolniona do domu, zeszyt ze scenariuszem pozostawiając w Urzędzie. Największy wpływ na jej dalsze życie miało jednak wypracowanie uczniowskie.

Wydarzenie miało miejsce jesienią 1949 roku. Dzieci uczęszczające do jej klasy często nie odrabiały lekcji z powodu braku szkieł do lampy naftowej i innych rzeczy, których brakowało.

 

„Gdyby może napisać do władz centralnych, zaradziłyby tym brakom i nie byłoby rozbieżności pomiędzy programem, gdzie z czytanek wynikało, że wszystkie potrzeby obywateli przez spółdzielczość są zaspokajane,a w rzeczywistości brakło wiele artykułów pierwszej potrzeby. Wobec tego, gdy dzieci na lekcji miały wypracowanie, powiedziałam, że mogą napisać listy do Ministra Minca, w którym wyrażą swoje żale i zadowolenie. Dwoje dzieci zapytało mnie, czy mogą napisać do Ministra, ażeby ich ojcowie wrócili ze Związku Radzieckiego. Nie chcąc podrywać zaufania dzieci do Ministra zezwoliłam na napisanie tego”
(Zeznania T. Jagłowskiej, z akt procesu przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Białymstoku (sygn. IPN Bi 212/3899)

 

Rozprawa odbyła się w Suwałkach 31 stycznia 1951 roku. Sąd utajnił rozprawę, na sali sądowej przebywał jedynie ojciec oskarżonej- Antoni Jagłowski.

 

Teodozję Jagłowską skazano na 2 lata więzienie, utratę praw publicznych i obywatelskich, przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa. Uznano, że „w grudniu 1947 roku i w listopadzie 1949 roku Teodozja Cecylia Jagłowska czyniła przygotowania zmierzające w dalszej konsekwencji do obalenia przemocą ustroju Państwa Polskiego przez to, że celowo umieściła dwuznaczne wyrażenia w końcowej treści sztuki pt „Święty Mikołaj”… oraz poleciła dzieciom szkolnym w listopadzie 1949 roku napisać listy do Ministra Minca, szerząc wrogą propagandę o treści politycznej czym popełniła przestępstwo z art. 87 w zw. z art.86 par. 2 KKWP

 

W poczet kary wliczono czas aresztu – od 2 listopada 1950 roku. 3 marca 1951 oskarżona została przekazana z Białegostoku do Zakładu Karnego Fordon w Bydgoszczy „celem zatrudnienia”. Wychowana w wierze katolickiej, ufała w boską moc i sprawiedliwość. To pomogło jej przetrwać więzienie.

 

4 kwietnia 1952 roku Wojskowy Sąd Rejonowy zwolnił Teodozję Jagłowską z więzienia. Wkrótce za pośrednictwem adwokata złożyła wniosek o rewizję nadzwyczajną. 7 kwietnia 1960 roku Sąd Najwyższy uchylił wyrok i uniewinnił nauczycielkę. Za czas spędzony niewinnie w więzieniu Pani Teodozja otrzymała rekompensatę pieniężną w wysokości 5400 zł. Postanowiła przekazać te pieniądze na budowę szkół Tysiąclecia Państwa Polskiego. Nie pomogły prośby adwokata, by zachowała je dla siebie.

 

W wieku 56 lat, gdyż tyle miała opuszczając więzienie nie mogła jeszcze uzyskać emerytury. Nie mogła też podjąć pracy w szkole, gdyż musiała przez 3 lata przebywać pod nadzorem prokuratury. Na przeszkodzie podjęcia pracy w szkole stoi też jej ideologia chrześcijańska.

 

Wobec ustawowo obowiązującej nauczycieli przysięgi służbowej, którą w imię Trójcy Przenajświętszej złożyłam dnia 30 IX 1923r. iż uczyć i wychowywać będę młodzież w duchu ideologii chrześcijańskiej- związana słowem honoru przysięgi nie mogę wchodzić w konflikt z ustawą obecnego ustroju o laicyzacji szkoły. Toteż zabiegać o przyznanie mi praw emerytalnych za 28,5 lat policzanych od wysługi przez sugerowany mi ogólnie warunek ponownego podjęcia pracy- nie będę.
List T. Jagłowskiej do Ministerstwa Oświaty, 24 VI 1963 r.

 

Przez pewien czas Teodozja Jagłowska pracowała na stanowisku organisty w kościele filipowskim, następnie podjęła się pracy na gospodarstwie, jednakże była to już praca ponad jej siły. Zaczęła chorować- męczyły ją choroby reumatyczne, przez pewien czas była hospitalizowana w szpitalu w Gołdapi.

 

 

Na własne życzenie wróciła do domu pod opiekę braterstwa i wnucząt. W ostatnich tygodniach życia odmawiała przyjmowania leków przeciwbólowych, pragnąc być bliżej Jezusa. Zmarła w szpitalu 10 sierpnia 1982r. i jest pochowana na cmentarzu filipowskim.

 

 

Pisane gwarą opowiadania i cały dorobek twórczy Teodozji Cecylii Jagłowskiej stały się podstawą rozpraw polonistycznych Heleny Wiśniewskiej i Zofii Perkowskiej, polonistek z Zespołu Szkół w Filipowie. Pokazały one rękopisy badaczce gwar śp. prof. Barbarze Falińskiej, która wkrótce zwróciła się do członków rodziny p. Jagłowskiej, uzyskując zgodę na publikację utworów i pamiętników autorki. Pierwsza część „Gwary…” powstała w 2004 roku.

 

Na promocji książki w Suwałkach- 17 lipca 2004 roku, prof. Falińska wraz z autografem w książce wpisała mi motto: 

” Niech zbiór opowiadań Teodozji Jagłowskiej zachęci do ocalenia staropolskich słów od zapomnienia. Nie wszystkie jeszcze zostały udokumentowane”. 

Lekturę czytałam „jednym tchem”, a wkrótce za zgodą dyrekcji zaprosiłam panią prof. Falińską, wraz z innymi językoznawcami, na spotkanie z uczniami Szkoły w Filipowie i okolicznymi mieszkańcami. Spotkanie uświetniły występy zespołów Rospuda i Mała Rospuda oraz  piękne występy córki Ireny Jagłowskiej i jej wnucząt. Irena Jagłowska zaprezentowała sylwetkę swojej szwagierki- były to ciepłe, nostalgiczne opowieści o autorce tekstów gwarowych.

 

 

4 listopada 2022 roku  opowieść o Teodozji Cecylii Jagłowskiej  zaprezentowano w  GOKiS Filipów. Miałam zaszczyt przygotować na temat autorki montaż słowno- muzyczny, we współpracy z GOKiS, lokalnymi zespołami Rospuda i Onegdaj, dziećmi oraz nauczycielkami z naszej szkoły.