Historykon

W Miodoborzu

admin,

Miodoborze zapoznaje odwiedzających z tradycją wsi, łącząc lata minione z nowoczesną elegancją przekazu. Każdy fragment tego miejsca powoduje błysk w oku. Urokiem emanują : rzeka za domem, staw, kameralne miejsce na ognisko, boisko, gdzie można pobiegać, park maszyn i muzeum dawnej wsi, gdzie czas zatrzymał się w miejscu. Tam właśnie można usiąść na leżance i sądzę, że gospodarze pozwoliliby wtulić się w starą burkę, gdyby było zimno.

Nazwa „Miodoborze” pochodzi od nazwy folwarku utworzonego Stanisława Antoniego Lineburga- właściciela Motul. Pisze o nim Andrzej Matusiewicz w  piśmie „Jaćwież”.

 „Z niewielkiego majątku Miodoborze (dawniej gmina Czostków, obecnie teren gminy Filipów), nie pozostały nawet zabudowania, co więcej, wymazano z map także i jego nazwę. Pierwotnie był to należący do majątku Motule las zwany Młynik albo Młynek. Nazwa pochodziła prawdopodobnie od niewielkiego młyna wodnego stojącego w poł.XIX wieku na Zuśniance, w miejscu, gdzie dobra Motule graniczyły z wsią Olszanka. Las ciągnął się od drogi Suwałki-Filipów wzdłuż rzeczki Zuśnianka do łąk danych uwłaszczonym włościanom wsi Motule. Do końca lat siedemdziesiątych las, w którym było dużo barci, wycięto. Na jego miejscu właściciel Motul Stanisław Antoni Lineburg utworzył nowy folwark i dał mu piękna nazwę Miodoborze. W 1887 roku obejmował on 114 morgów 163 pręty miary nowopolskiej, czyli nieco ponad 64 ha ziemi i był wart szesnaście tysięcy rubli. Mieszkało w nim 28 osób.
Pierwszy właściciel Miodoborza, Stanisław Antoni Lineburg był synem Ludwika, naczelnika poczty w Suwałkach.  W latach 70-tych pisywał korespondencje do „Gazety Rolniczej”, był miłośnikiem ogrodnictwa i pszczelarstwa. Według lokalnej tradycji miał dość gwałtowny charakter i pod koniec życia (zmarł przed 1895 rokiem) nie troszczył się o majątek. Trwonił go na grze w karty i innych rozrywkach. Jeszcze po śmierci ponoć nachodził i niepokoił mieszkańców wsi. Ci, aby położyć temu kres, postawili na rozstajach dróg w Miodoborzu istniejący do dziś krzyż.” (A. Matusiewicz)

 

Gospodarstwo agroturystyczne państwa Kamińskich można odwiedzać w każdą porę roku. Zarówno wiosenna i letnia zieleń, jesienna paleta barw prosto z lasu, jak i zimowa, biała pierzyna śniegu są doskonałym tłem dla wszystkiego, co odnaleźć można w zabudowaniach i zagrodach oraz w plenerze.

Każda wizyta w Miodoborzu wywołuje w moich oczach błysk. Odwiedzałam gospodarstwo już kilkakrotnie i za każdym razem czuję się, jakbym wracała do przyjaciół. Przyjazne są nie tylko miejsce i ludzie, ale również zwierzęta i przedmioty.

 

 

Ciekawość badacza zaspokaja rozmowa z gospodarzami i ich dziećmi. O każdym zwierzęciu, miejscu i eksponacie można usłyszeć opowieść. Wszystko ma tu swoją historię (a to lubię najbardziej) i krótszą, lub dłuższą tradycję. Wyeksponowane fragmenty natury spowalniają krok – są jak kadry dla obiektywu i bez głosu wołają, by je zatrzymać w pamięci na dłużej. To miejsca, które relaksują.

Wchodząc do parku maszyn odnajdujemy echo pracy dawnej wsi polskiej. Budowa każdej z maszyn świadczy o tym, że owa „mechanizacja” potrzebowała wytężonej pracy rąk ludzkich i potu zwierząt. Powrót myślami do jazdy konnej na oklep podczas redlenia ziemniaków, całodzienna orka, czasem w deszczu czy grabienie konną grabiarką, podskakując na twardym siodełku – to niektóre wizje, które można tworzyć po obejrzeniu skansenu.

– A jeżeli snopowiązałka nie związała snopka, czy potrafisz go zawiązać powrósłem ze słomy? – nasuwa się pytanie. Osobiście chyba potrafię, ale nie robiłam tego przez wiele lat.

Konna kopaczka rozsypywała ziemniaki na dużą przestrzeń. Gdy nie było urodzaju trzeba było nieźle się nachodzić, by nazbierać pełen wóz. Wóz oczywiście drewniany, ze skrzynią, nie taki, jak ten drabiniasty, na którym ułożenie siana wiosną było prawdziwą sztuką.

Tuż obok parku maszyn mieści się zagroda zwierząt. Zwierzaki zazwyczaj zaciekawione są gośćmi. Żeby zyskać ich większą przychylność można podać chlebek, ziarno lub co tylko dane zwierzę lubi przekąsić. Można to zrobić oczywiście pod czujnym okiem gospodarzy, żeby nie podać czegoś niesmacznego lub niepotrzebnie osobnika przekarmić.

Sarny, koziołki i świnki ufnie podchodzą do ludzi. Można sobie zrobić fotkę z sarenką lub barankiem.

Bardzo ciekawe są też zajęcia edukacyjne w Miodoborzu. Ziemniaka można nie tylko upiec i zjeść, ale także wykorzystać jako piłeczkę do rzutów do kosza i hokeja na trawie. Można zrobić myszkę lub zająca z siana. Państwo Kamińscy posiadają doskonałe podejście do dzieci, właściwie nie pozwalają się im nudzić, a zniechęconym niepowodzeniem w zajęciach cierpliwie tłumaczą jak i co wykonać, żeby uzyskać satysfakcjonujący efekt. Na dodatek wiadomo, że najlepsze pierniczki można zrobić samemu w Miodoborzu.

Kilka dni temu byłam uczestniczką kuligu, zorganizowanego dla uczniów w gospodarstwie państwa Kamińskich. Gospodarz usadowił nas w saniach za ciągnikiem. Jechaliśmy po polach, drogach i lasku. Zimny wiatr wiał nam nad głowami a sanie mknęły z … ciekawą… prędkością. Pan Kamiński jechał zygzakami, pod górki, z górek, z hamowaniem i podskokami na wybojach. Jazda przednia! Rewelacja, połączona z zachwytem. Śmieliśmy się i było nam fantastycznie. Grzeliśmy się przy ognisku, zajadając pyszne kiełbaski i chrusty, upieczone przez panią Kamińską.

Doskonale zdając sobie sprawę, że śnieg jest zimny, graliśmy z śnieżki (nie korzystałam z przywileju bycia osobą dorosłą). Specjalnie przygotowany tor czekał przygotowany na zjazdy na worku i chociaż śnieg przejawiał oznaki topienia się, prawie każdy zaliczył cały przejazd i upadek. Zwiedziliśmy muzeum, a ponieważ nie było nas zbyt wielu, mogliśmy zadać mnóstwo pytań i uzyskać na nie wyczerpujące odpowiedzi. Kilka godzin minęło- jak zawsze w Miodoborzu-  niepostrzeżenie, ale obiecaliśmy sobie, że wkrótce tu wrócimy.

 

 

Gospodarstwa agroturystyczne powstają z pasji i miłości do ziemi. „ Miodoborze” tworzy zarówno jedno, jak i drugie. Dobrze, że można znaleźć się w takim miejscu i choć przez kilka godzin poczuć kontakt z naturą, pouczyć się przeszłości i w miłej atmosferze spędzić czas.

 

Katarzyna Panek